Dawno, dawno temu w centrum Paryża był duży targ. Ba, targ to za mało powiedziane; hale targowe jak ta lala! W halach handlowano głównie jedzeniem. A skoro jedzenie to i (rzecz jasna) mięso. I istotnie, przez długi czas rzeźnicy byli znaczącą grupą wśród sprzedających w paryskich halach targowych. Wołowina, cielęcina, wieprzowina i baranina z hal targowych trafiały na więksozść paryskich stołów.
Tych hal już dawno nie ma. W latach siedemdziesiątych ustąpiły miejsca sporej stacji przesiadkowej metra i kolei (ta stacja to "Les Halles", jakby ktoś się nie domyślił). Razem z halami z okolicy zniknęli sprzedawcy i rzeźnicy. Zniknęli może jednak nie do końca. Tuż przy jednym z wyjśc ze stacji "Les Halles", na rogu ulic berger i des Prouvaires jest restauracja le Louchébem.
Le louchébem to w starym żargonie paryskich rzeźników "rzeźnik" (po francusku rzeźnik to le boucher) i istotnie w restauracji serwuje się wyłącznie mięso, duuuuużo świeżego, znakomitego mięsa, przyrządzonego w prosty sposób. Restaurację tę określa się z resztą jako hołd oddany rzeźnikom paryskim albo jako mekkę dań mięsnych.
W ostatni piątek udaliśmy się zatem do "rzeźnika". W karcie samo mięso (polecane style przyrządzania to saignant czyli "krwisty" i bleu czyli jescze bardziej surowy niż "krwisty"). Do tego w karcie zabawny słowniczek grawy rzeźników paryskich (kobieta -- une lamfé; mężczyzna un lesieum; szef -- un latronpuche). Zamówilismy, odczekaliśmy swoje i oto na naszym stoliku wylądowały dwa talerze z gigantycznymi kawałkami mięsa. Do tego dobre winko. Nieźle i tyle!
Tuesday, December 11, 2007
Subscribe to:
Comments (Atom)