Z samego rana umówiłem się z kolegą na obiad. Kolega (też Polak) ze zrozumieniem podszedł do sprawy Tłustego Czwartku i ochoczo poparł wniosek o czynne podtrzymywanie tradycji. Postanowiliśmy zjeść obiad w małym lokalnym bistro, a wracając obkupić się ciastkami w cukierni. Plan było prosty. Po drodze do bistro zerknęliśmy na wystawę cukierni -- ciasta są. Było nawet kilka "pączkopodobnych".
Niestety na drodze do pełnej realizacji planu stanął nam obiad w bistro. Nieco nierozważnie wzięliśmy sobie po przystawce a na główne danie tartiflette. Zjedliśmy przystawki (niezłe) a na główne przyniesiono nam coś takiego:

I byłby to dla mnie koniec Tłustego Czwartku gdyby nie mała cukiernia niedaleko domu. Wracając rzuciłem na nią okiem – była otwarta, w środku nie było kolejki i na dodatek mieli przygotowanych kilka „wyrobów pączkopodobnych”! Te substytuty pączka klasycznego kupiłem chyba tylko przez wzgląd na stary zwyczaj. Pocieszyłem się wielgaśną eklerką i wesołą tartelette z kwaskowatym musem cytrynowym. Do tego łyczek pełnego, słodkiego wina. Pyyyycha! Co Tłusty czwartek, to Tłusty Czwartek!


No comments:
Post a Comment