Thursday, June 5, 2008

Podróż

(Pociąg relacji Tel Awiw – Jerozolima. 01.06.2008)

Tym razem coś o podróży.

Wczoraj przyleciałem do Izraela. Leciałem Alitalią z przesiadką w Rzymie. Podróż niczym teleportem. Szybko. Rano Paryż. Zaraz Rzym. Po chwili Tel Awiw. Raz, raz, raz. Bzzzzzyk i już na miejscu. Tu i tam. Koniec.

Dzisiaj jechałem pociągiem z Tel Awiwu do Jerozolimy. Na stacji zjawiłem się na czterdzieści minut przed odjazdem (dawno nie jeździłem koleją, to chyba przyzwyczajenie z lotnisk) – miałem zatem dość czasu by napić się kawy i pogapić się na kilku podrożnych czekających na peronie.

W końcu nadjechał pociąg. Zająłem miejsce w wagonie, odjazd. Pociąg jechał niespiesznie, powoli kołysząc się na torach. Patrzyłem się przez okno – sunęliśmy wolno przez pola słoneczników -- dziesięć rzędów, dziesięć rzędów, kolejne dziesięć rzędów. Potem przez gaj pomarańczowy – dziesięć drzewek, dwadzieścia drzewek... Po jakimś czasie na naszej drodze zaczęły pojawiać się niewielkie wzgórza. Pociąg cierpliwie wczołgiwal się między nie, ostrożnie wijąc się po torach.

Jechałem i jechałem. Koła pociągu turkotały miarowo, a ja czułem kolejne, osadzające się na mnie kilometry. Pomyślałem sobie, ze to może właśnie jest prawdziwa podróż, gdy na kazdy kolejny odcinek drogi należy poświęcić trochę czasu, gdy nie da się niczego ominąć, przeoczyć, przegapić. Tak powoli, systematycznie, niespiesznie.

Doskonale to opisał to już wielki Zbigniew Herert w opowiadaniu "Pana Montaigne'a podróż do Italii", skoro jednak i mnie dane bylo doświadczyć takiego zauroczenia podróżą, to czemu nie miałbym go utrwalić (pal sześć że naiwnie)? Szkoda tylko że muszę do tego użyć cyfrowo-bezdusznego komputera, zamiast prostego ołówka i zwykłego notesu.

No comments: