Dojechaliśmy pod nasz stary dom. Pod domem przyszedł czas na jeden malutki cud -- jest miejsce do parkowania. Świetnie. Parkujemy. Miejsce niewielkie, więc będziemy się wciskać tyłem.
Nasze małe Kangoo ma zamalowaną tylną szybę (reklama), na lusterko wsteczne nie ma więc co liczyć. No nic. moja Kochana będzie mną kierować z chodnika.
Autko powoli wczołguje się w miejsce do parkowania. Dziarsko (i nieco chaotycznie) kręcę kierownicą. Moje Szczęście z chodnika macha do mnie dając mi jakieś znaki. Za Chiny ludowe nie wiem o co jej chodzi z tym machaniem ... ŁUP! Aha! Znaczy się machała, że nie mam już miejsca.
No nic, to tylko jakiś tam motocykl (wywrócił się).
Klnąc na czym świat stoi powili podjeżdżam do przodu i znów cofam autko wpasowując się w miejsce do parkowania. Moja Kochana znowu daje mi sygnały w jakimś dziwnym języku migowym ... ŁUP!!! Znowu ten cholerny motocykl! Co za matoł stawia motocykl na mojej drodze do parkowania!!!
Ustawiłem auto krzywo, tarasując jakiś przejazd. Szybko znieśliśmy wszystkie tobołki i paczki. Załadowane. Odjazd!
Motocykl z dwóch upadków wyszedł bez szwanku.
Thursday, September 13, 2007
Subscribe to:
Post Comments (Atom)
No comments:
Post a Comment