Zdarzyło mi się kilka razy w życiu lecieć samolotem. No, może trochę więcej niż kilka razy. No dobra, latałem (i latam) całkiem często. O ile do samego lotu nie mam zastrzeżeń, o tyle coraz bardziej nie lubię wszystkich procedur przed wejściem na pokład (bezpieczeństwo!). Prześwietlanie bagażu, zdejmowanie kurtki, paska a często i butów (bezpieczeństwo przede wszystkim!). Pamiętanie, żeby w bagażu nie było płynów - najwyżej mała, przezroczysta torebka z fiolkami wielkości próbek z sephory (bezpieczeństwo!). W ogóle w bagażu podręcznym to najlepiej nie mieć niczego (bezpieczeństwo!), najlepiej spakować wszystko do bagażu rejestrowanego, który pracownicy obsługi lotniska z chęcią sobie popodrzucają i poodbijają (cudza walizka to kapitalna atrapa piłki do koszykówki, ale cóż począć - bezpieczeństwo przede wszystkim!).
Czasami jedzie się w obszar bardziej narażony na niebezpieczeństwo i wtedy troska o bezpieczeństwo rośnie. W Waszyngtonie (krajowe) z perwersyjną dokładnością pocierano mój bagaż i moje ciuchy małymi wacikami - potem te waciki wkładano do takiej dziwnej maszynki, która piszczała jak robot R2D2 z Gwiezdnych Wojen (bezpieczeństwo!). W Tel Awiwie najpierw maglowali mnie pytaniami przez czterdzieści minut a potem dokładnie przejrzeli centymetr po centymetrze mój bagaż. Większość podróżnych przez to przechodziła; jeden nieszczęśnik obok mnie powoli rozkręcał komputer (bezpieczeństwo przede wszystkim!) innemu przeglądano kartka po kartce przewożone książki i magazyny ilustrowane (ciekawe czy jak ktoś przewozi pornola to też mu go kartkują strona po stronie, he he)
A wszystko to rzecz jasna dla mojego bezpieczeństwa! Przecież każdy podróżny to taki potencjalny terrorysta w stylu MacGyvera! Z coca coli, pilniczka i mydła w płynie szast-prast zrobi jakąś wunderwaffe, która zaraz zrobi wielkie BUM!
O tych wszystkich sprawach rozmyślam sobie jadąc paryskim RERem z pracy i do pracy. Tłoczno, duszno - w wagoniku masa podróżnych (pewnie tyle co w Boeingu 737) i wszyscy Ci ludzie weszli sobie ot tak, bez żadnej kontroli! Na dodatek sporo ludzi ma różne butelki (cola, sok, woda mineralna), a raz widziałem jednego faceta z piłą do drewna (wystawała z siatki z napisem Auchan)!!! W przypadku podróży lotniczej taki gościu byłby już dawno skuty kajdankami, o ile nie leżałby postrzelony przez ochronę lotniska.
Nie ma co - podróż RERem jest o niebo bardziej niebezpieczna od lotu samolotem. Na pewno merostwo paryskie już pracuje nad poprawą tej jakże niebezpiecznej sytuacji. W swoim czasie (prędzej niż później) przed bramkami biletowymi pojawia się skanery bagaży i czujniki do wykrywania metali. Bilety będą tylko imienne, a bramki będzie można otworzyć wyłącznie po identyfikacji odcisków palców i tęczówki oka. Podróż się pewnie nieco wydłuży ale za to jak będzie bezpiecznie!
Na koniec małe refleksja. W związku z zakazem wnoszenia płynów na pokład, zastanawiałem się ostatnio czy do samolotu można legalnie wnieść jajko. Podzieliłem się wąptliwościami z żoną, która stwierdziła, że pewnie można, ale tylko ugotowane na twardo!
Monday, April 23, 2007
Subscribe to:
Post Comments (Atom)
1 comment:
Fajnie napisany tekst, niestety bardzo prawdziwy, jak pokazały doświadczenia Madrytu i Londynu.
Post a Comment