Saturday, March 31, 2007

Pechowa sobota

Sobota zapowiadała się całkiem przyjemne. Plan był prosty, trzypunktowy.

Punkt pierwszy. Z okazji wiosny kupić nowy, wiosenny komplet pościeli. Trywialne.

Punkt drugi. Kupić gorzką czekoladę z czerwonym pieprzem na przyjazd żony (najlepiej firmy Dolfin - moja Kochana bardzo ją lubi). Da się załatwić.

Punkt trzeci. Mieć miły spacer i porobić trochę zdjęć. Nic prostszego! Fajny sklep z pościelą jest w samym centrum, na rogu rue des Petits Peres i rue de la Feuillade. Jeśli dojadę metrem do stacji Palais Royal, to będę miał miły spacer do sklepu. A zaraz obok sklepu z pościelą są delikatesy - pewnie będą mieli tam tę "pieprzną" czekoladę.

Tak więc sobota zapowiadała się bardzo miło. Za miło. Miłe złego początki...

Wychodzę z domu. W kieszeni mam mały aparacik fotograficzny - tym razem zrobię maaaaasę zdjęć i wybiorę z pięć, sześć najlepszych. Pogoda wprawdzie niespecjalna. Słońca nie ma, ni to ciepło ni to zimno. Ale nic, grunt że nie pada. Wsiadam w metro i jadę do stacji Palais Royal.

Jestem na miejscu. Zgodnie z planem zaczynam robić jedno zdjęcie za drugim.

Wyjście ze stacji metra jest akurat na avenue de l'Opera. W oddali czai się pyszny budynek opery. Cyk - pierwsze zdjęcie.

Samo wyjście z metra też niezgorsze. Cyk - kolejne zdjęcie.

Ruszam w kierunku sklepu z pościelą. Idę kolumnadą. Cyk, zdjęcie kolumnady.

Po lewej miła fontanna na placu André Malraux - cyk!

A z prawej - cyk - budynek Comédie-Française.

Przede mną wejście (cyk) na dziedziniec Pałacu Królewskiego.

Wchodzę. Przede mną, artystyczne kolumny Burena - cyk (plus westchnięcie zadumy nad sztuką nowoczesną...)

Mijam kilka metalowych kul - czyli wizję fontanny według Paula Bury'ego - cyk (plus kolejne westchnięcie zadumy...)

Przechodzę przez - cyk - arkady ...

Wychodzę na ogród. I oto pech się uaktywnił. Giga - super - turbo - nieopisany pech!

Zaczęło się od cichego bzzzzzz ... To wyczerpała się bateria w aparacie. No nic. Idę szybko do sklepu. Sklep tuż obok.

Niespodzianka! Sklep wita mnie kartką na drzwiach "zaraz wracam". No nic. Zajrzę do delikatesów.

W delikatesach nie ma czekolady z pieprzem czerwonym. No nic. Wracam pod sklep z pościelą.

Sklep ciągle zamknięty. Pod sklepem czeka jakaś pani. Narzeka, że sprzedawczyni często wybywa z tego sklepu na ploty. Może jej nie być z godzinę jak nie więcej. No nic. Poszukam pościeli w domu towarowym. Schodzę do metra.

Wysiadam z metra w pobliżu domu towarowego. Zaczął lać deszcz. Połowa ludzi z ulicy zwiewa przed ulewą do domu towarowego. W środku tłum jak jasna cholera!!! Normalnie wygląda to jak sklep mięsny w stanie wojennym! Z uporem maniaka i zwinnością torreadora przeciskam się od działu do działu. Pieprz(o)nej czekolady nie ma, pościel jest. No nic. Dobre i to.

Do domu wróciłem taksówką. Autobus zwiał mi sprzed nosa, a najbliższa stacja metra na mojej linii (ósmej) jest akurat w remoncie. Uaaaa!!!

Pech jak jasny gwint! Do końca dnia nie ruszyłem się z domu.

5 comments:

Magda said...

Niestety - pech to pech, nic się nie poradzi :)

Serce mi mocniej zabiło na widok zdjęcia wyjścia z metra - też cyknęłam tam zdjęcie w lipcu zeszłego roku. Przepiękne :)

Anonymous said...

Piekne fotki..

Anonymous said...

Pierre, sluchaj no, chetnie komentwalabym czesciej, ale cos sie wali (pardon) z ta stronka i komentarzami.. Czmeu nie zalozysz bloga na jakims innym portalu, skyblogu, czy polskim onecie, wp... Swietnie piszesz, i tyle fantastycznych fotek, a zupelnie nie jest to mis en valeur... Przepraszam za gorzkniawosc, ale szkoda mi. Sciskam i do uslyszenia.
biz :*

Piotr said...

Dziękuję za komentarze.

Co do serwisu blogowego... Hem.... Miałem już konto na gmailu więc bloga założyłem na pokrewnej stronce, coby sobie życia nie komplikować. A jak już jest, jak jest, to może lepiej nie ruszać, co?

Pardon jesli komuś za dobrze nie działa. Mea culpa.

Anonymous said...

nie no szkoda tylko i wylacznie z tego wzgledu, ze lubie tu wchodzic i lubie czasem cos ci powiedziec, to chyba mile dla posiadacza bloga...? A te komenty ciagle sie zacinaja :/ no ale jak juz pan sobie zyczy...
:*