Ostatni tydzień był bardzo męczący. Spotkania, pytania, konferencje, terminy (przekroczone), blablabla, trelemorele...
W piątek postanowiliśmy wynagrodzić sobie trudy minionego tygodnia i wybrać się grupką na kolację gratyfikacyjną. Karsten stwierdził, że należy wybrać jakąś "męską" knajpę z piwem i treściwym jedzeniem. Zgodziliśmy się z nim bo po pierwsze po męczącym tygoniu nie mieliśmy już sił na protesty, po drugie to jego kolej na wybór restauracji, po trzecie to był całkiem fajny pomysł.
Kasrten pomyszkował w sieci i wybrał restaurację "Au Général La Fayette". Dostępne opisy zachęcały czarującym wnętrzem w stylu Art Nouveau, ciekawymi specjalnościami kuchni alzackiej i masą piw w karcie (ponad sto!). Od razu zarezerwowalismy stolik na sześć osób.
W restauracji zjawiliśmy się koło ósmej. Wnętrze istotnie bardzo ładne. Zasiedliśmy przy stole i zerknęliśmy w karty...
A kuku! Niespodzianka numer jeden -- piw jest najwyżej trzydzieści. Karsten nie omieszkał spytać się kelnera o przyczynę tej poruszającej asymetrii informacyjnej (E! Panie! Co to ma kurde być???). W odpowiedzi kelner łaskawie wskazał mu na ogólną niewiarygodność elektronicznych źródeł informacji (Cały ten wasz Internet to jedno wielkie łgarstwo, tfu!!!)
No dobra. jakoś to przebolejemy. Wybraliśmy po piwku i zerknęlismy na specjalności zakładu. Kuchnię alzacką reprezentowała choucroute, czyli coś przypominające polski bigos. W dwóch wersjach: tańsza, z boczkiem i droższa, specjalna. A nic tam, raz się żyje! Karsten, Tomo i ja wzięliśmy w trójkę choucroute spéciale, nie dopytując się nawet co to takiego. Kelner bez słowa przyjął zamówienie i po chwili na naszym stole pojawiły się trzy niespodzianki...
Sunday, April 6, 2008
Subscribe to:
Post Comments (Atom)
No comments:
Post a Comment